Wstajemy po 7, jemy śniadanie i wolno się pakujemy – zakwasy – masakra. Chcemy jechać do Xian pociągiem, ale nikt nie potrafi powiedzieć nam gdzie jest dworzec kolejowy. Wsiadamy więc do autobusu i czekamy aż się napełni.
Pada deszcz. Wczoraj mieliśmy dużo szczęścia z pogodą. Po dotarciu do Xian zostawiamy bagaże w przechowalni (10 CNY) i idziemy zwiedzać miasto. Odległości są spore i jesteśmy porządnie zmęczeni gdy docieramy do Wieży Dzwonów. Robimy kilka zdjęć (nie powala), namierzamy przystanek autobusu na lotnisko i dochodzimy do Wieży Bębnów. Tuż obok jest dzielnica muzułmańska gdzie przechodzimy przez targ z fantastycznymi pamiątkami (najlepsze w całych Chinach). Na razie kupujemy tylko kota z jadeitu, reszta pamiątek pod koniec pobytu. Przy okazji zwiedzamy meczet – to bardzo spokojne i klimatyczne miejsce no i oczywiście wstęp płatny.
Wróciliśmy na targ gdzie kupiliśmy chlebek z sezamem pieczony w glinianym piecu (coś jak tendoori), jeszcze gorący jest pyszny. Do tego szaszłyk z jagnięciny przygotowywany na naszych oczach. Na deser chałwa – mniam!
Opuszczamy muzułmańską dzielnicę i idziemy szukać autobusu 610, który wg LP ma odjeżdżać spod Bell Tower do Wielkiej Pagody Dzikiej Gęsi ale nie ma go na żadnym przystanku i nikt o nim nic nie wie. Parę razy widzimy jak ten autobus przejeżdża ale się nigdzie nie zatrzymuje. Jacyś chłopcy mówią nam, że oni też tam jadą, sprawdzają w necie połączenia i jedziemy z nimi autobusem 26. Okazuje się, że od przystanku jest jeszcze prawie 1 km do pagody. Wchodzimy na teren parku rekreacji, na terenie którego znajduje się pagoda a następnie na otoczony murem teren pagody. W środku okazuje się, że same pagody są dodatkowo płatne i to raczej słono więc poprzestajemy na obejściu ich dookoła i zwiedzeniu parku i innych budowli świątynnych. Park rekreacji wygląda dość ciekawie: dużo ciekawych zakątków, chyba jakieś podświetlane fontanny (nie widzieliśmy ich działania), była też konstrukcja wijąca się po parku na wysokości jakichś 15 m, podobna do torów kolejki. Samej kolejki nie widzieliśmy.
Chcemy wrócić na dworzec i pytamy o autobus – jeden z Chińczyków wprost odprowadza nas na przystanek autobusowy. Jedziemy autobusem 8/610, do dworca jeździ jeszcze 30 i 500. Odbieramy bagaż i ponieważ zrobiło się dość późno i są korki zdecydowaliśmy się wziąć taksówkę na lotnisko. Wrzucamy bagaż do bagażnika i próbujemy się dowiedzieć ile kurs będzie kosztował – cena nie gra roli bo czasu jest bardzo mało. Driver nie wie o co nam chodzi, przez chwilę nawet chciał wypakować bagaże i odjechać. W końcu z pomocą rozmówek udaje nam się dogadać i ustalić cenę na 100 CNY. Kierowca rozgląda się w trakcie jazdy i zatrzymuje się przy przechodniach – szuka dodatkowych pasażerów, w końcu zawraca z ekspresówki i podjeżdża na stację benzynową i znika. Robiąc nie mało zamieszania ściągamy gościa do samochodu i tłumaczymy że o 20.00 (wylot o 22.00) musimy być na lotnisku (za 20 min.). Ten zrozumiał że samolot odlatuje o 20.00, zaczyna machać rękami i krzyczeć. Babka nam tłumaczy, że nie da się zdążyć. W końcu załapują, że wylot jest o 22.00 i jedziemy dalej. Gość znowu szuka współpasażerów, podwozi jakąś babkę na jakieś osiedle zawracając kilka kilometrów. Zaczynamy na niego krzyczeć, że ma jechać na lotnisko. Rusza ale widać, że jest wściekły. Otwiera okna żeby nas zawiało, a potem wydaje z siebie jakieś przeciągłe ryki. Zdecydowanie nie jest normalny więc już z nim nie dyskutujemy, tym bardziej, że drogowskazy pokazują, że kierunek jazdy jest poprawny. Zaczyna nam zadawać pytania łamanym angielskim typu „How are you?” , odpowiadamy że wszystko jest OK. Przejeżdżamy przez bramkę autostrady i chce żebyśmy zapłacili za wjazd bo on nie ma kasy. Nie płacimy, laski z kasy się śmieją w końcu gość płaci 20 CNY i jedziemy dalej. Tym razem zwalnia do 60 km/h i z premedytacją się nie spieszy. Na szczęście podwozi nas pod właściwy terminal. Płacimy mu 100 CNY ale on żąda jeszcze dodatkowych 20 za autostradę. Robi się nerwowo, ale gdy Darek próbuje zawołać policjanta gość znika.
Trochę nas to wyprowadziło z równowagi, ale cieszymy się że jesteśmy na czas – okazało się że na lotach krajowych można być jakąś 1 godzinę przed odlotem.
Po trwającym 1:10 locie lądujemy w Zhangjiajie [Dżangdżadże]. Nie za bardzo wiemy dokąd jechać. Na parkingu czekało na ten samolot kilka autobusów ale zaraz odjechały. Nawet do jednego z nich na chwilę wsiedliśmy ale nie do końca wiadomo było dokąd jedzie. Potem okazało się, że mogliśmy z niego skorzystać. Zbliżała się północ więc zostało tylko Taxi. Negocjujemy cenę do Zhangjiajie Village (około 40km od lotniska). Kierowca pyta o hotel ale my żadnej rezerwacji nie mamy i chcemy jechać do hotelu za maks 100CNY. Kierowca jadąc cały czas wydzwania, podejrzewamy, że próbuje nam znaleźć jakiś hotel. Zatrzymujemy się przy czymś, co wygląda jak agencja turystyczna, wsiada z nami jakiś koleś. Ruszamy a za nami rusza jakiś inny samochód (jest już prawie 1:00 w nocy). Dojeżdżamy do jakiejś wioski i skręcamy z głównej drogi i po jakichś 2 km się zatrzymujemy. Kierowca mówi że tu jest hotel za 100 CNY. Sprawdzamy pokój, jest syfiasty i zagrzybiony, w hotelu nie ma innych gości ale zostajemy. Nie wiemy za bardzo gdzie jesteśmy i jak daleko do parku. Szybko kładziemy się spać – mamy dość atrakcji tego dnia.