Po dotarciu aluguerem do początku szlaku położonego w sercu wyspy idziemy przez sosnowy las, w którym spotykamy pracujących "tubylców" zbierających szyszki. Wychodzimy z lasu i naszym oczom ukazuje się widok, który zapiera dech - przed nami dwie głebokie ribeiry, w oddali ocean a u naszych stóp - chmury. Zatrzymujemy się na odpoczynek i robimy zdjęcia, jest tak pięknie, że nie możemy przestać. W końcu ruszamy dalej i zaczynamy długie strome zejście. Po drodze mijamy kilka wiosek, jedna z nich jest położona na skalistej wąskiej grani. Ludzie witają nas początkowo nieufnie, ale na dźwięk naszego "Bom dia" twarze się rozchmurzają i słyszymy w odpowiedzi "Bom dia" :-). Spotykamy sporo wędrujących miejscowych wracających z wyprawy do miasteczka po sprawunki, niosących swoje zakupy na głowach a także dzieciaków idących do szkoły. Turystów - ani śladu. Po około 5 godzinach marszu w upalnym słońcu docieramy do miejsca gdzie zaczyna się asfalt - władze budują nową drogę, a więc wkrótce osiołki przestaną być jedynym środkiem transportu... Jeszcze kilka kilometrów i jesteśmy w naszym pensao, wykończeni, ale zadowoleni.
Zabieramy plecaki i próbujemy złapać jakiś transport do Porto Novo, co o tej porze dnia (ok.16) nie jest łatwe. Chcemy jechać krótszą trasą starą droga przez góry, ale okazuje się, że aluguery jeżdzą tylko do południa. W końcu udaje się nam złapać jakiegoś hiace i docieramy do Porto Novo, gdzie lokujemy się w pensao przy porcie.